Kronika norweskiego życia – kwiecień 2025
Praca w Norwegii, zmiana lekarza, wycieczka w góry oraz polecajki dla uczących się norweskiego

Dzień dobry z Norwegii!
W kwietniu tyle się działo, że dopiero teraz udaje mi się wysłać podsumowanie ostatnich chwil tuż przed pięknym majem.
Co nowego na mojej norweskiej emigracji?
Podsumowanie kwietnia 2025
Miesiąc rozpoczęłam od wizyty u mojej fryzjerki Beaty (Thomas Heftyes gate 50, Oslo), a IKEA Polska jak zawsze przygotowała dobry żarcik z okazji 1 kwietnia:
1 kwietnia 2025 i żart od IKEA Polska / W oczekiwaniu na strzyżenie trzeba zaopiekować się słodką Lajlą :)
Jakoś w międzyczasie byliśmy na løppemarkedet w Asker, gdzie dorwałam retro lampę z Ikei, a któregoś wieczora przy jedzeniu wafli nieoczekiwanie… polubiłam brunost (oswojenie z nim zajęło mi 3 lata).
Nowy fastlege
Również od 1 kwietnia mam nowego fastlege (lekarza pierwszego kontaktu).
Każda osoba ze stałym numerem personalnym ma w Norwegii swojego lekarza rodzinnego – za pierwszym razem jest on nam przypisany odgórnie przez kommune, ale jeśli nam nie odpowiada, to mamy prawo go zmienić.
Moja dotychczasowa lekarka była w porządku, ale od dawna przeszkadzało mi to, że przyjmuje w małej mieścinie. Nie mam do niej łatwego dojazdu, więc zależało mi na tym, żeby znaleźć kogoś na miejscu. I udało się. Przepisałam się do lekarza bez kolejki oczekujących, 15 minut spacerem od mojego domu. Na razie wydaje się okej, może nie jest tak empatyczny jak tamta, ale jeszcze za wcześnie, by mieć powody do narzekań.
• lekarza rodzinnego można zmienić maksymalnie 2 razy w roku
• każda zmiana skutkuje od 1. dnia kolejnego miesiąca
• zmiany dokonuje się na helsenorge.no po zalogowaniu przez BankID
Påske
Wielkanoc spędziliśmy w Norwegii — odwiedziła nas koleżanka z Oslo, zrobiliśmy kajmakowo-orzechowego mazurka (pyszka!) i odbyliśmy wiele spacerów z kotami.
A po Wielkanocy zaczęli imprezować russi — ich kursujące nocami russebussy wypełniają przestrzeń basami, więc nie możemy spać. Russetiden, czyli byle do 17 maja…


Kluska / mazurek / Yatzi i ja
Catsitting
Dodatkowo przez święta opiekowaliśmy się kotkiem z Lierskogen, bo od czasu do czasu pracujemy jako catsitterzy w Asker i okolicach.
Polecamy się, jeśli potrzebujesz zaufanego catsittingu w Norwegii :)
Nasza podopieczna Yatzi i Paweł
Praca w Norwegii
Kwiecień jest też miesiącem, w którym nieco więcej myślę o pracy — z dwóch powodów.
Po pierwsze, w kwietniu wypełniłam swoje pierwsze zeznanie podatkowe w Norwegii! Cała „procedura” była dziecinnie łatwa, a ja dostanę trochę zwrotnych koron, więc miło.
Po drugie, za chwilę wybije mi pierwszy rok w mojej pracy, a to oznacza czas zrewidowania mojej dotychczasowej umowy. Oficjalnie mój arbeidskontrakt był na 20% etatu, ale w ciągu minionych 12 miesięcy pracowałam zdecydowanie więcej, więc zgodnie z norweskim prawem przysługuje mi nowa umowa na faktyczny procent. Tak więc niedługo przejdę na 50% stilling. To dobra wiadomość.
Ogólnie* uważam, że norweska tendencja do zatrudniania ludzi na 20% jest trochę okrutna, bo większość chce pracować więcej, ale obecnie warunki są takie, że przez lata trzeba sobie wypracowywać większy procent etatu (dawanie pełnych etatów w wielu branżach jest nieopłacalne z punktu widzenia pracodawcy; to taki odpowiednik polskiego problemu umów śmieciówek). No ale co zrobić? Sånn er det bare.
*– ogólnie, czyli nie dotyczy sytuacji, gdy ktoś faktycznie chce pracować tak mało (co się oczywiście zdarza, np. wśród licealistów czy studentów), jednak z moich obserwacji wynika, że większości (dorosłych ludzi) zależy na bardziej stabilnej umowie, opiewającej na więcej niż 20% etatu

Ut på tur aldri sur
Ale nie samą pracą człowiek żyje — w któryś z kwietniowych weekendów wybraliśmy się więc z mężem na naszego pierwszego porządnego tura w tym roku!
Paweł znalazł nam 8-kilometrową trasę w okolicach Drammen i na kilka godzin zniknęliśmy w niemal bezludnym lesie. (mogę później znaleźć link do tej trasy)
Zaskoczyła nas ilość śniegu i lodu (!!!) w górach. W najbliższej okolicy naszego domu wszystko już wtedy zieleniało i podczas przygotowań z łatwością zapomnieliśmy, że jeszcze niedawno była zima… Paweł więc trochę przemókł, bo miał złe buty (ciągle zdobywamy doświadczenie w trekkingu), ale był bardzo dzielny! Podziwiam, bo mnie by się buzia nie zamykała od narzekania 🙊


Język norweski
A jak mi idzie z norweskim? Kwiecień i w tej sferze przyniósł ożywienie i dużą aktywność.
Norweskie audiobooki
W końcu zrealizowałam pomysł, który chodził mi po głowie od dawna. Mianowicie: połączyć czytanie książki z jej słuchaniem.
Najpierw założyłam konto w serwisie z audiobookami — wybrałam BookBeat, bo mieli interesujących mnie norweskich pisarzy (Linn Strømsborg, Jostein Gaarder), no i oferowali 45 dni darmowego okresu próbnego.
A potem zaopatrzyłam się w dostęp do wersji tekstowej tych samych książek; Gaardera miałam w domu, Strømsborg wypożyczyłam z biblioteki.
I w wolnych chwilach siadałam z audiobookiem na uszach oraz papierową książką na kolanach, by śledząc wzrokiem tekst, jednocześnie słuchać, jak czyta go norweski lektor.
Polecam spróbować :)
Norweska telewizja
Poza tym w wolnych chwilach korzystam z norweskiej telewizji i do polecajek z poprzedniego miesiąca mogę dorzucić dwa kolejne tytuły od NRK:
- Trzeci sezon „Cammo”, czyli lekki serial o różowowłosej influencerce, na którą największy wpływ ma przyjaźń z kobietą z zespołem Downa. Tytułowa Cammo próbuje podtrzymać zainteresowanie sobą i uczy się zarządzać swoją popularnością, co częściej niż rzadziej pakuje ją w kłopoty.
Serial oglądam od początku i za każdym razem wszystkie odcinki niemal bingewatchuję.


1. „Cammo”, 2. „Bakemasterskapet Junior”, materiały prasowe NRK
- „Bakemesterskapet Junior”, czyli norweski Bake-Off w wydaniu dla dzieci. Uczestnicy są w wieku 10–14 lat i fajnie obserwować, jak mierzą się z wyzwaniami: są mniej nastawieni na konkurencję, a bardziej na współpracę (w norweskiej szkole dzieci w tym wieku jeszcze nie dostają ocen).
Poza tym dzieciaki są bardzo ekspresyjne i warto posłuchać, jak posługują się norweskim — ich czasem przesadne akcentowanie jasno wskazuje, gdzie dane słowo potrzebuje nacisku.
Co ściśle łączy się z ostatnią rzeczą, o której chcę wspomnieć: mój kurs norweskiej wymowy.
Kurs norweskiej wymowy
Jak już pisałam w części 1 moich wrażeń, biorę udział w 6-tygodniowym kursie wymowy norweskiej z Arią lub Ariem (nadal nie wiem jak po polsku odmieniać jego imię).
Mimo że jeszcze stworzę osobny tekst na dalsze przemyślenia z kursu «Snakk bedre norsk på 6 uker», już teraz mogę podsumować go w dwu słowach: widać progres.

Niby 6 tygodni to niedługo, ale jasne jest i dla mnie, i dla mojego nauczyciela, że mam już lepiej wyćwiczone usta i uszy — a to sprawia chociażby, że poprawniej wymawiam np. norweskie głoski i słyszę więcej niuansów w mowie innych.
Myślę, że to była bardzo dobra inwestycja i niewykluczone, że kurs będę kiedyś chciała powtórzyć, gdy już będę w zupełnie innym miejscu mojej przygody z norweskim.
Polecam, Aria jest świetnym nauczycielem!
A tu moja tablica z wypisanymi różnymi zdaniami, które Aria przygotował dla mnie w trakcie trwania kursu 😊 (tablica jest tworem żywym i ciągle pojawiają się na niej nowe treści):
No i tyle z mojej strony.
Jeśli mieszkasz w Norwegii, przypominam, że jeszcze tylko do wtorku 13 maja można dopisać do listy wyborców, by wziąć udział w głosowaniu na prezydenta Polski.
Wszystkie informacje znajdziesz tutaj:
Życzę Ci miłego sercu maja,
Urszula